Dziś znowu coś, czego jeszcze nie było. Ha! Uwielbiam Was zaskakiwać nowościami. Kuchnia nie była dla mnie ulubionym miejscem w domu. Różne są powody takiego stanu rzeczy. Za każdym razem wchodząc do kuchni czuję się jakbym wchodziła na egzamin. Dzisiaj wpis, który ma być swojego rodzaju terapią, oswajaniem przestrzeni kuchennej, która jest przecież bardzo ważna, kiedy prowadzi się dom już samodzielnie. Zaczęłam od mojej ulubionej działalności kulinarnej, czyli pieczenia. Uwielbiam piec. Nie wiem dlaczego. Być może wiąże się to z emocjami jakie niesie za sobą robienie ciasta. Masz przepis, składniki, pieczałowicie je odmierzasz, dokładnie łączysz, wkładasz do piekarnika... on nie wybacza. Zawsze się boję - jak wyciągnę za wcześnie to będzie surowe, jeśli za późno - spali się. Jeśli piekarnik okaże się za słabo nagrzany to się ciasto źle upiecze, jeśli za mocno, może nie wyrosnąć tak jak tego oczekuję, bo za szybko się zetnie. Niby wszystko wiadomo, a jednak efekt końcowy jest tajemni...